Kalendarz
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
Trochę żałuje, że tak późno zacząłem pisać tego nazwijmy blogo-pamiętnika. Mam wrażenie, że pozwala mi takie klepanie po klawiaturze uwolnić swoje emocję. Zawsze byłem osobą, która tłamsiła swoje uczucia, która wolała sama ze wszystkim uporać się sama. Nienawidzę prosić kogokolwiek o pomoc. Nieważne czy to jest ktoś mi bliski, będący dla mnie zawsze serdeczny, zawsze było z dziesięć podejść do poproszenia o pomoc. Nie wiem z czego to wynika. Po części z nieśmiałości, niskiej własnej samooceny, poczucia bycia zawsze nijakim, przeciętnym nie wyróżniającym się na tle innych. Nadal tak o sobie myślę. Nie jestem osobą, którą zapamiętasz mijając na ulicy. Ani tym bardziej nie będę osobą, która będzie na tej ulicy chciała się wyróżniać. Nie chcę być "lubianym" dlatego bo super wyglądam, mam super auto, potrafię rzucać dowcipami na lewo i prawo. Chcę żeby ktoś mnie oceniał po tym jaki jestem ze wszystkimi swoimi wadami czy ułomnościami. Zawsze znajdzie się ktoś przystojniejszy, lepiej zbudowany, bardziej wesoły nie wspominając o kwestiach czysto materialnych. Swoją drogą, sam nie jestem romantykiem za bardzo, ale dla znacznej ilości kobiet romantyk to osoba która zabierze na kolację, na fajne wakacje będzie mieć super mieszkanie. A romantycznym może być wyjście nocne na spacer na kopiec przy świetle księżyca, wyjazd na rowerach za miasto czy albo przede wszystkim troska o tą osobę choćby w postaci wyjścia czy przyjechania w nocy gdy wraca od koleżanki czy imprezy. Wracając do tematu wiem, że ostatni czas był naprawdę wyczerpujący fizycznie. Nie spodziewałem się, że relacja z Nią, bo raczej tak trzeba to określić pomimo słów o miłości, tak się rozwinie i takie pozostawi piętno. To z Jej ust padło pierwsze "Kocham Cię". To były słowa, które stosunkowo szybko padły i po tym co jest teraz zastanawiam się czy faktycznie tak było. Czasem myślę, że może to była próba zagłuszenia swoich uczuć po rozstaniu. Jednak lepiej dla mnie by było, żeby to było prawdziwe uczucie. Tak będę o tym myślał i w to wierzę. Zbyt dużo się wydarzyło, żebym mógł myśleć inaczej. Ten czas był naprawdę piękny istna wiosna w moim życiu. Naprawdę wtedy myślałem o zmianie swojego życia. Była taka możliwość tuż przed weekendem majowym. Wyszła Nasza relacja na światło dzienne. I tego żałuje, że nie powalczyłem o tę miłość. Stchórzyłem nie da się ukryć. Nie chcę się tłumaczyć bo nic mnie nie usprawiedliwia, ale myślę, że dwie kwestię zaważyły, że zachowałem się jak się zachowałem. Po pierwsze słowa, które wiele razy padły od mojej żony, że gdybym odszedł to zrobi wszystko aby utrudnić mi kontakt z synem oraz że sobie coś zrobi. Po drugie widok syna, który ciągle pytał czemu Mama płacze i tulący się jakby czujący co się dzieje. Była jeszcze kwestia wyjazdu, który był w nocy na ślub przyjaciela. Ale to kwestia poboczna. Nie wiem co by było jakbym wyszedł z domu. Może bym teraz nie miał potrzeby pisać tutaj i może byłbym szczęśliwy. A może byłbym totalnie sam i wydaje mi się nieraz, że na to zasługuje. Po tym wszystkim stałem się bardzo aspołeczny i powoli wracam do normalnego funkcjonowania. Później wydarzyło się jeszcze wiele kwestii, może mniejszego kalibru, ale dopełniające to wszystko. Była kłótnia po tym jak przyjechałem w niedziele z rana do Niej a okazało się, że dzień wcześniej była dobra impreza pomimo, że wiedziała o mojej porannej wizycie. Byłem zły szczególnie o siedzenie 2 h z taksówkarzem i picie z nim piwa. Przy Naszej częstotliwości spotkań, gdy liczyłem na spędzenie ze sobą kilkunastu minut wstąpiła we mnie złość. A sam przecież nie mogłem Jej dać tyle czasu ile go potrzebowała. Taka mentalność Kalego. Chociaż myślę, że to była zazdrość i ta niepewność dlaczego taka fajna dziewczyna chciałaby być ze mną. Pokłóciliśmy się doszło do rzucenia słuchawką i wydawało się, że to koniec. Nie odpuściłem i udało się posklejać to choć już to samo nie było. Ostatnie spotkanie zapamiętam na długo, myślę że na zawsze. To był istny rollercoaster emocjonalny. Najpierw byłem zły bo czułem się jak piąte koło u wozu. Później porozmawialiśmy, dowiedziałem się, że mnie nie kocha już. Pomimo to spędziliśmy wieczór i noc bardzo miło, ale wpływ na to miał na pewno alkohol. Już wtedy zacząłem się z tym godzić, choć w głębi duszy liczyłem i nadal liczę że nasze drogi się skrzyżują ponownie i już na zawsze.Ale jest jak jest. Cisza od prawie trzech tygodni zabiera ostatnią nadzieje. Choć będę miał co wspominać. Jedno ze szczególnie ulubionych wspomnień to wizyta w Luxmedzie. Naprawdę słodko widzieć jak się złości i to tym razem nie na mnie ;-) Uwielbiałem to uczucie jak mogłem poprawić Jej nastrój, jak mogłem widzieć Jej uśmiech taki szczery. Zapamiętam Jej ruchy, Jej głos, Jej dobre serce. Pomimo złości jaką teraz odczuwam życzę Jej wszystkiego dobrego niech zawsze ma powody do takiego pięknego uśmiechu.
Po co jest ten blog? Przede wszystkim, żeby uwolnić swoje uczucia napisać to co się myśli co się czuję gdy nie ma tego jak opowiedzieć komuś bliskiemu. Co z tego wyjdzie czas pokaże ale może taka terapia jest konieczna, żeby wyjść jakoś na prostą.
Patrząc na czyjeś życie z boku nie jesteśmy w stanie dostrzec wszystkiego. Czyjś świat może wydawać się idealny, pełen radości i szczęścia albo z drugiej strony wypełniony łzami, ciągłą walką o lepsze jutro. Dopiero jednak wejście w ten świat, przyjrzenie mu się z bliska pozwala dostrzec nie tylko kolor czarny i biały ale również wszelkie odcienie szarości czy nawet tęczy. Często sami na zewnątrz tworzymy specjalnie inny obraz samych siebie, żeby wydawać się fajniejszym, lepszym, bardziej interesującym. Podobnie jest u mnie. Ktoś kto mnie zna powierzchownie myśli, że wszystko jest na swoim miejscu. Jest rodzina, jest mieszkanie, auto, w miarę satysfakcjonująca praca, możliwość wakacji czyli idealny model do szczęścia. Czy to jednak nie pozory? Na tę chwilę na pewno. Ostatni czas był bardzo intensywny i zmienny. Był czas gdy nic nie było wstanie stanąć na drodze do szczęścia. Były wielkie plany i marzenia. Wiązało się z dużą ilością wyrzeczeń, z obróceniem swojego życia o 180 stopni ale byłem na to gotowy. Co prawda zawsze starałem się podejmować decyzję rozważnie i teraz wiem, że nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. Przeczekałem ten właściwy moment i raz tego żałuje drugi raz myślę, że to była słuszna decyzja (co dopiero okazało się później). Dlaczego żałuje, bo mogłem pokazać, że mi zależy, że obecność, kontakt ze "Smerfem" jest dla mnie źródłem radości szczęścia i takim akumulatorem pozytywnej energii. I ten najcudowniejszy uśmiech na świecie, który rekompensował wszystko. A czemu słuszna decyzja, bo w momencie kiedy osoba trzecia wkroczyła do gry bardzo szybko zostałem odstawiony na boczny tor, a po 2 może 3 tygodniach poszedłem w zapomnienie. Najgorsze w tym wszystkim była obojętność. Po wielkich słowach, które padały, planach na przyszłość zaczęło się unikanie kontaktu aż do chwili gdy zapadła cisza. Nie wiem czy to list to sprawił czy inne kwestie wchodziły w grę ale po tym kontakt się zerwał. Wówczas człowiek co może zrobić, szczególnie jak się ma charakter, że się nie pcha tam gdzie go nie chcą? Pierwsza reakcja to była złość, frustracja. Nie mogłem spać nie potrafiłem funkcjonować z najbliższymi. Były codzienne kłótnie, które prawie, że skończyły się rozwodem. Myślę, że gdyby nie syn to pewnie by tak było. Żeby można było spać człowiek potrzebował trunku z colą. Na dłuższą metę nie polecam. Kolejnym etapem jest rozważanie i użalanie się nad sobą. Wiele sobie wówczas uświadomiłem i nadal mam wiele negatywnych przemyśleń na swój temat. Chciałbym wiele rzeczy zmienić w swoim życiu ale niestety powrót do przeszłości to tylko fikcja filmowa. W tym okresie poziom nerwów był na niesamowicie wysokim poziomie na szczęście fizycznie nikt przez to nie ucierpiał. Nawet solidny trening nie pozwolił na rozładowanie emocji. Czasem marzyłem o takim treningu do utraty przytomności, do porzygu aby każda komórka ciała bolała. Ból fizyczny jest zdecydowanie lepszy niż psychiczny, a psychicznie byłem zmaltretowany. Zobaczymy co będzie dalej z moim życiem. Sam się nad tym zastanawiam. Co do "Smerfa" to mam wrażenie, że moja obecność w jej życiu jest jak ten ślad na piasku. Na początku wyraźny, charakterystyczny by z czasem(jak to szybko leci) zniknąć całkowicie. Niestety albo stety u mnie to tak nie działa. Wiem to co zakwitło w moim sercu jest silne i będzie jeszcze długo trwać.